poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 9

9.07.2013;
Anglia, Londyn

    
     Spacer z Harrym okazał się być cudowny. W końcu zapomnieliśmy kupić tortu, więc następnego dnia musiałam sama pójść do cukierni. Na dzisiaj wszyscy mieliśmy już plany. Zayn miał za zadanie cały dzień zająć czymś Perrie, Niall i Liam mięli załatwić przekąski, a ja, Louis i Harry musieliśmy zająć się muzyką, dekoracjami i efektami specjalnymi. Głosowałam za tym żeby na imprezie puścili piosenki Little Mix, albo swoje, ale nikt mnie nie słuchał... Ciekawe co ja jeszcze tu robię.
     Do południa chodziłam z kata w kąt patrząc co mądrego wykombinowali chłopcy. W pewnym momencie zaczęło mi się to nudzić. No, bo przepraszam bardzo, ja przecież miałam pomagać! Wkurzona powiedziałam:
     - Czy ja jestem niewidzialna?- spojrzenia dwójki spoczęły na mnie.
     - Nie, oczywiście, że nie! Skąd te przypuszczenia?- odezwał się Louis. To mnie jeszcze bardziej doprowadziło do szału.
     - Cholera! Może pójdę lepiej do domu? Przecież i tak nikt mnie nie zauważa! Po co mam wam przeszkadzać! Na nic się nie przydam!- krzycząc ruszyłam w stronę wyjścia.
     - Hej! Caitlin! Czekaj... Przepraszamy...Zostań i podziel się swoimi pomysłami- Harry uśmiechnął się uroczo. Niechętnie zawróciłam.
     -Okej. W takim razie puśćcie na jej urodzinach piosenki Little Mix- rzekłam.
     - Myślisz, że to dobry pomysł? Całą imprezę będą miały lecieć?- spytał Lou.
     - Nie, ale kilka tych najnowszych... Wy musicie wybrać, bo ja szczerze mówiąc nigdy tego nie słuchałam- przyznałam chłopcom. Ci tylko cicho się zaśmiali. Usiadłszy na ekskluzywnej kanapie, uważnie przyjrzałam się strojowi, który miałam na sobie. Składał się on z białej koszuli, czerwonej spódniczki w białe kropki oraz z jasnych koronkowych balerinek.

     Nie miałam pewności czy ten ubiór jest odpowiedni na taką okazję i już parę razy chciałam wrócić do domu po coś lepszego, ale za każdym razem chłopcy mnie powstrzymywali. Nie dość, że moje pomysły mięli w dupie to jeszcze nie pozwalali opuścić mi tego klubu.
     - Jaki prezent kupiłaś Pezz?- spytał Harry.
     - Zobaczysz później- wytchnęłam mu język.
     - Mhm- Lokaty już się nie odezwał tylko wraz z Louisem zaczęli majstrować przy głośnikach. Chciałam już im pomóc, ale zadzwonił mój telefon. Dzwonił tata. Już chciałam rozłączyć, ale w końcu jednak odebrałam.
     - Jak tam na Hawajach? Fajnie? Słońce świeci? Jak plaża? Są jakieś atrakcje?- mówiłam przesłodzonym głosem. Mężczyzna chciał odpowiedzieć, ale mu przerwałam.- To cudoownie! Nawet nie wiesz jak się cieszę! Wiesz u mnie też nie jest źle. Mieszkam u Perrie. Poznałam One Direction... O i jeszcze, prawie bym zapomniała! Dowiedziałam się, że chciałeś mnie wysłać do jakiegoś schroniska!- krzyknęłam, zwracając uwagę chłopców. Przyzwyczaiłam się do tego słowa. Już nawet nie próbuję się dowiedzieć jak to się naprawdę nazywa.
     - A więc powiedziała ci...- westchnął.
     - Och! Co w tym złego? Dowiedzieć się ,że ojciec nie kocha córki? Przecież to nic takiego- rzekłam sarkastycznym tonem. Harry i Lou już na dobre przerwali swoją robotę.
     - Nie chodzi o to, że cię nie kocham. Troszczę się o ciebie.
     - Dziękuję za taką troskę. A teraz mi nie przeszkadzaj. Pomagam w urządzeniu przyjęcia dla Perrie- po tych słowach się rozłączyłam.
     Cały dzień mam z głowy. Teraz chciałabym tylko się upić i nie pamiętać niczego. Niestety jestem pod nadzorem...


     Nadszedł wieczór. Wszystko było gotowe. Przekąski, muzyka, bar... Przyszli już wszyscy goście. Brakowało tylko Perrie i Zayna. Na szczęście przyszedł SMS z informacją, że mamy zgasić światła i się schować. Po chwili dało się usłyszeć kroki.
     - Dlaczego tu jest tak ciemno?- spytała Pezz.
     - Zaraz zapalę światło- odparł mulat.Gdy w pomieszczeniu zrobiło się jasno wszyscy wyskoczyliśmy ze swoich kryjówek i razem krzyknęliśmy:
     - NIESPODZIANKA!
     - O Boże!- zawołała przestraszona blondynka.- Chcieliście żebym padła na zawał?
     - Wszystkiego najlepszego Perrie- podbiegłam do dziewczyny, aby nie musieć później czekać w kolejce i mocno ją przytuliłam.- Nie wiedziałam co ci kupić, a jak wiesz moje oszczędności nie sięgają miliona- uśmiechnęłam się podając jej prezent. Ta prędko go rozpakowała i wyciągnęła zawartość. Był to srebrny naszyjnik z łańcuszkiem w kształcie serca z rogami i ogonem diabła [LINK].
     - Jest śliczny!-powiedziała zachwycona.- Nie trzeba było.
     - Trzeba. Nawet nie protestuj. To twój prezent- uśmiechnęłam się, po czym odeszłam.
     - Hej! To nie fair...- usłyszałam za swoimi plecami znajomy głos.- Nie zdążyłem zobaczyć prezentu od ciebie...- jęknął Harry. Odwróciłam się w jego stronę. Śmiesznie wyglądał z podkówką na twarzy.
     - Kupiłam jej srebrny naszyjnik. Zresztą i tak go pewnie niedługo zobaczysz- posłałam mu piękny uśmiech.
     - No wcale nie tak niedługo. W końcu jutro wyjeżdża- na te słowa momentalnie posmutniałam.
     - Ojej. Bardzo przepraszam. Zapomniałem- zmieszany podrapał się po karku.- A tak właściwie o co chodzi? Nie chcesz z nami zamieszkać, czy jesteś zła na ojca?
     - To drugie- wygięłam usta w dość dziwnym uśmiechu, który chyba bardziej przypominał jakiś grymas.
     - Podoba ci się Londyn?- zmienił temat, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Spostrzegł, że nie mam ochoty rozmawiać o moim tacie. Na całe szczęście...
     - Jest cudowny! Ten Big Ben i London Eye. Po prostu ślicznie. Zauważyłam, że odkąd tu jestem jeszcze nie padało, a ponoć to deszczowe miasto. No nic, mam nadzieję, że pogoda się nie zmieni prędko, bo póki co nie mam dość słońca. W Paryżu jest o wiele gorzej. Tam można było się ugotować, a tu w sam raz. Ech... Teraz mam wątpliwości co do tego czy Paryż aby na pewno jest ładniejszy od Londynu. To znaczy wiesz wieża Eifla nie ma sobie równych, ale... Zanudzam cię?
     - Nie skąd... Zastanawiałem się czy urodziłaś się we Francji. Miałem nadzieję, że w końcu do tego dojdziesz- uśmiechnął się promiennie.
     - Nie. Urodziłam się w Birmingham. Mieszkałam tam 14 lat, ale nigdy nie byłam w stolicy mojej ojczyzny. Później tata dostał jakąś prace w Paryżu i się wyprowadziliśmy. Po jakimś czasie moja mama...ona umarła. Zginęła w wypadku samochodowym... Znaczy to nie był wypadek. Ten facet zrobił to celowo- do moich oczu napłynęły łzy.- Przepraszam, zaraz wracam- rzekłam, po czym skierowałam się w stronę damskiej łazienki. Spojrzałam w lustro. Niby ja: te same blond włosy, niebieskie oczy... Wszystko moje tylko charakter jakiś taki inny. Przecież po tym nieszczęsnym zdarzeniu stałam się egoistką. Nawet nie wiem kiedy to minęło. Nie potrafię przypomnieć sobie kiedy to się stało. Już na lotnisku, zobaczywszy Perrie stałam się jakaś taka... milsza, a może raczej normalniejsza?
     Ale po co ja o tym myślę? Co to ma wspólnego z tym, że teraz po moich policzkach spływają łzy palące mi twarz jakby to był ogień. Wróciły wspomnienia.
     Śmierć.
     Depresja.
     Egoizm.
     Alkohol.
     To chore. Jestem głupia. Niszczyłam sobie życie.Na szczęście pojawili się oni. Pezz i 1D. To dzięki nim zapomniałam o arogancji, agresji, alkoholu i o tym wypadku. Więc po cholerę przywróciłam dzisiaj te wspomnienia?! Dlaczego o tym wspomniałam? Nikt o to nie pytał... Przestaję rozumieć samą siebie...
     - O Boże!- krzyknęłam widząc wchodzącego do pomieszczenia Harrego. Szybko wytarłam łzy.- Masz świadomość, że to damska toaleta?- starałam się przybrać naturalny ton.
     - Tak- odpowiedział bez wahania.- Co się stało?- spytał.
     Milczałam.
     - Dobrze. Jak nie chcesz nie mów- rzekł.- Tylko proszę już się nie smuć.
     Podeszłam do Lokatego i wtuliłam się w jego ciepły tors.
     - Dziękuję. Że jesteś.
     - Nie masz za co dziękować- odparł głaszcząc mnie po włosach.- Chodźmy stąd zanim ktoś nas zobaczy w tej łazience. Jeszcze wyciągną pochopne wnioski- na te słowa mimowolnie się uśmiechnęłam.Przez całą imprezę byliśmy praktycznie nierozłączni. Nie tańczyliśmy. Siedzieliśmy sobie przy jednym ze stolików i opowiadaliśmy różne ciekawe historię ze swojego życia. Po jakimś czasie dołączyła do nas reszta przyjaciół. Brakowało tylko naszej zakochanej pary... Jak się później okazało jubilatka cały czas wirowała na parkiecie ze swoim lubym...
     Pomyśleć, że jutro jej już nie będzie, a ja zamieszkam z piątką wariatów. Już nie bałam się jak w pierwszej chwili o to, że coś mi zrobią. Wydawało mi się to teraz co najmniej śmieszne.


***

Przepraszam was, że dość długo musieliście czekać. Chociaż nie wiem czy to długo bo zapomniałam kiedy dodałam poprzedni rozdział, a jestem zbyt leniwa żeby to sprawdzić. Rozdziały staram się dodawać coraz dłuższe... :) Może to dlatego ich pisanie zajmuje mi dłużej... Zresztą nieważne. Na razie nie jestem zadowolona. Wolałabym aby były jeszcze dłuższe, ale teraz nie mam zbytnio czasu.... No to ten mam nadzieję, że się podoba... Komentujcie, obserwujcie czy co tam róbcie xd 

Papatki ;***


PS Widzieliście jaki mam cudowny szablon?
osdfdgrtdhgtrfjodjgodjo *__*  Moim zdaniem jest wspaniały :D

3 komentarze:

  1. Rozdział jest świetny, a co do szablonu jest po prostu śliczny! <3
    Dla mnie nawet mogą być krótkie byle by były często. :)
    Pozdrawiam! ;33
    -----------------------------------------------------------------------------
    http://love-1d-et-acs.blogspot.com/
    http://alice-and-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super szablon ♥
    cudy rozdział ! czekam nn !!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń